Take a photo of a barcode or cover
Najbardziej rozczarowująca książka, jaką przeczytałem w mijającym roku. Jej tytuł to pojęcie wręcz kultowe, powtarzane w aulach uniwersyteckich, artykułach naukowych, prasie, wypowiedziach ekspertów... Trudno uwierzyć, że jego źródłem jest książka tak idealnie pozbawiona treści i tak fatalnie napisana.
Ok. 50% książki to rant autora na absolutnie wszystkich. Nawet trudno mi wymienić jakąś grupę społeczną, do której Taleb odnosiłby się z życzliwością, szanuje co najwyżej jednostki, a i tu niełatwo wkupić się w jego łaski. Obrywa się traderom, ekonomistom, filozofom, statystykom, pisarzom, politykom, a najbardziej i najczęściej laureatom Nagrody Nobla.
Kolejne ~30% to anegdoty i historyjki, często bez wyraźnej puenty albo z puentą tak oczywistą, że o wiele łatwiej byłoby ją wyrazić bez posługiwania się przypowieściami.
Jakieś 10% to treść hermetycznie naukowa, zbiory danych i obliczeń, opisy modeli itd. - w większości z progiem wejścia zdecydowanie wyższym niż grupa docelowa tej książki (czyli niekoniecznie osoby z wykształceniem w dziedzinie matematyki czy ekonomii).
I łaskawie mogę przyjąć, że jakieś 10% - ale nie wiem, czy to nie przesada - zawiera wartościową treść, która jednocześnie jest dostosowana do potencjalnego czytelnika czy czytelniczki. Gdyby się uparł, mógłby to zawrzeć na 20-30 zrozumiałych stronach.
Nie piszę tego wszystkiego po to, żeby stwierdzić, że autor nie wie, o czym mówi. Jestem przekonany, że za tą książką stoi może niezbyt przyjemny towarzysko, ale jednak erudyta, rzetelny naukowiec i twórca teorii, które wsadzają kij w mrowisko. Tym mrowiskiem są społeczeństwa, opinia publiczna i tzw. eksperci oraz sposób myślenia o prawdopodobieństwie i ryzyku, który promują. Taleb ma coś do powiedzenia, ale w swoich anegdotach błądzi, traci wątek, robi milion dygresji na wymyślanie każdemu, kto mu przyjdzie do głowy, słowem - nie jest w stanie przekazać tego, co chciałby przekazać.
Eseje, którymi uzupełnił późniejsze wydania książki, zawierają jego deklaracje, że nie zmienił w zasadzie nic, bo uważał, że książka była napisana tak dobrze, że nie było co zmieniać.
A więc - miał szansę, ale nie widzi problemu. No, to ja nie widzę sensu tego czytać.
Książka nie pozwala nam zrozumieć, czym tak naprawdę miałby być Czarny Łabędź. Zapewne nie jestem jedyną osobą, która sięgnęła po tę książkę po 2020 roku, ponieważ uświadomiłem sobie, że pandemia Covid-19 może być tym słynnym Czarnym Łabędziem. Taleb z okresu trzy lata po pierwszym wydaniu (kiedy dodał do książki dodatkowe eseje) uważał zresztą podobnie, wprost mówiąc, że epidemia jakiegoś wirusa może wstrząsnąć światem. A jednak w 2020 r. ten sam Taleb powiedział, że Covid to żaden Czarny Łabędź, bo epidemie/pandemie były, są i będą, i mogliśmy przewidzieć, że się pojawią. Aha.
Jednocześnie nie przeszkadza mu to mówić o kryzysowych dniach na giełdzie jako o Czarnych Łabędziach, choć te, z nieznaną regularnością (podobnie jak epidemie) pojawiały się, pojawiają i będą się pojawiać. Kpi z ludzi, którzy twierdzili, że kryzysu z 2008 roku nie dało się przewidzieć, bo przecież co jakiś czas pojawia się kryzys.
W skrócie - Taleb ma taką potrzebę zaprzeczania sugestiom praktycznie dowolnych innych ludzi na temat wyjaśnień zjawisk, że kiedy już pojawiają się jego ulubione Czarne Łabędzie, kręci głową i mówi: "nieee, to nie to, przecież kiedyś było już coś podobnego".
A zatem - pozostaje nam chyba czekać na inwazję kosmitów.
Choć pewnie i to się nie kwalifikuje, skoro byłem w stanie to wymyślić.
Nie polecam.
Ok. 50% książki to rant autora na absolutnie wszystkich. Nawet trudno mi wymienić jakąś grupę społeczną, do której Taleb odnosiłby się z życzliwością, szanuje co najwyżej jednostki, a i tu niełatwo wkupić się w jego łaski. Obrywa się traderom, ekonomistom, filozofom, statystykom, pisarzom, politykom, a najbardziej i najczęściej laureatom Nagrody Nobla.
Kolejne ~30% to anegdoty i historyjki, często bez wyraźnej puenty albo z puentą tak oczywistą, że o wiele łatwiej byłoby ją wyrazić bez posługiwania się przypowieściami.
Jakieś 10% to treść hermetycznie naukowa, zbiory danych i obliczeń, opisy modeli itd. - w większości z progiem wejścia zdecydowanie wyższym niż grupa docelowa tej książki (czyli niekoniecznie osoby z wykształceniem w dziedzinie matematyki czy ekonomii).
I łaskawie mogę przyjąć, że jakieś 10% - ale nie wiem, czy to nie przesada - zawiera wartościową treść, która jednocześnie jest dostosowana do potencjalnego czytelnika czy czytelniczki. Gdyby się uparł, mógłby to zawrzeć na 20-30 zrozumiałych stronach.
Nie piszę tego wszystkiego po to, żeby stwierdzić, że autor nie wie, o czym mówi. Jestem przekonany, że za tą książką stoi może niezbyt przyjemny towarzysko, ale jednak erudyta, rzetelny naukowiec i twórca teorii, które wsadzają kij w mrowisko. Tym mrowiskiem są społeczeństwa, opinia publiczna i tzw. eksperci oraz sposób myślenia o prawdopodobieństwie i ryzyku, który promują. Taleb ma coś do powiedzenia, ale w swoich anegdotach błądzi, traci wątek, robi milion dygresji na wymyślanie każdemu, kto mu przyjdzie do głowy, słowem - nie jest w stanie przekazać tego, co chciałby przekazać.
Eseje, którymi uzupełnił późniejsze wydania książki, zawierają jego deklaracje, że nie zmienił w zasadzie nic, bo uważał, że książka była napisana tak dobrze, że nie było co zmieniać.
A więc - miał szansę, ale nie widzi problemu. No, to ja nie widzę sensu tego czytać.
Książka nie pozwala nam zrozumieć, czym tak naprawdę miałby być Czarny Łabędź. Zapewne nie jestem jedyną osobą, która sięgnęła po tę książkę po 2020 roku, ponieważ uświadomiłem sobie, że pandemia Covid-19 może być tym słynnym Czarnym Łabędziem. Taleb z okresu trzy lata po pierwszym wydaniu (kiedy dodał do książki dodatkowe eseje) uważał zresztą podobnie, wprost mówiąc, że epidemia jakiegoś wirusa może wstrząsnąć światem. A jednak w 2020 r. ten sam Taleb powiedział, że Covid to żaden Czarny Łabędź, bo epidemie/pandemie były, są i będą, i mogliśmy przewidzieć, że się pojawią. Aha.
Jednocześnie nie przeszkadza mu to mówić o kryzysowych dniach na giełdzie jako o Czarnych Łabędziach, choć te, z nieznaną regularnością (podobnie jak epidemie) pojawiały się, pojawiają i będą się pojawiać. Kpi z ludzi, którzy twierdzili, że kryzysu z 2008 roku nie dało się przewidzieć, bo przecież co jakiś czas pojawia się kryzys.
W skrócie - Taleb ma taką potrzebę zaprzeczania sugestiom praktycznie dowolnych innych ludzi na temat wyjaśnień zjawisk, że kiedy już pojawiają się jego ulubione Czarne Łabędzie, kręci głową i mówi: "nieee, to nie to, przecież kiedyś było już coś podobnego".
A zatem - pozostaje nam chyba czekać na inwazję kosmitów.
Choć pewnie i to się nie kwalifikuje, skoro byłem w stanie to wymyślić.
Nie polecam.
It wasn't what I expected and I definitely did not understand everything I read. Very academic but interesting, all the same
This is one of those books where you feel you are in the author's head and what you experience is an information dump. The result is not a smooth ride and the book feels disjointed, jumping around from one topic to the next without continuity. A shorter book (or two if needed) would have been more comfortable from a reading perspective. I finished it but it was a slog.
I'm constantly looking for someone smarter than me who will read this and tell me whether it's complete nonsense or not.
fast-paced
"when you spend a couple of decades doing mass-scale empirical work with data and taking risks based on such studies, you can easily spot elements in the texture of the world that the Platonified “thinker” is too brainwashed, or threatened, to see."
How lucky for us that the author is willing to share his thoughts (which he carefully develops on his 1 year sabbaticals every 3 years).
People get things wrong and he knows things will go unexpectedly wrong so he is smarter than us all.
How lucky for us that the author is willing to share his thoughts (which he carefully develops on his 1 year sabbaticals every 3 years).
People get things wrong and he knows things will go unexpectedly wrong so he is smarter than us all.
Highly intelligent writer, sometimes hard to read but interesting at times as well.
The author has a severe misunderstanding of basic statistics and probability and spends the vast majority of the book just name dropping different famous people and events and bragging about the many places he has been and affiliations he has. The entire premise of black swans is barely fleshed out and discounts the instances where people actually have used empirical analysis to predict such described events.
challenging
informative
medium-paced
Having seen this on many a pretentious finance bro's shelf, I approached this book with skepticism. I understood the premise of the book, what the author was positing and the infinite examples given but sweet jesus it reeks of the same energy of a kid arguing with a teacher in class. I would say one could read part one and the ending and come away with a full understanding of the book.
informative
slow-paced