Take a photo of a barcode or cover
i hate constance so much.
content warnings: murder, violence/blood/gore, kidnapping (ish), nudity/sex scene (not really graphic i guess but
content warnings: murder, violence/blood/gore, kidnapping (ish), nudity/sex scene (not really graphic i guess but
I wish I had more to say about this book. A lot happened and there were some thrilling moments, but I felt the book lagged without Prendergast front and center. Perhaps my affection for some of the minor characters is just not strong enough to compensate. Regardless, if you are a long time fan of the series, you will enjoy it. I am intrigued to see where the authors take the story next.
I can't decide if it's 2.5 or 3*...because my reaction was basically: what the what did i just read? And i dont usually feel that way with pendergast novels.
I have to say, ever since the love...thing...was introduced i've been disgusted. I hope the series ends soon.
Also there was a typo on page 44
I have to say, ever since the love...thing...was introduced i've been disgusted. I hope the series ends soon.
Also there was a typo on page 44
Sigh. Pendergast, you used to be so wonderful, like a modern Sherlock. But this book and the last, with their focus on your ward and your brother? Such tired, stilted melodrama. I may have to give up on this series.
4.5 Stars - the best Pendergast novel in a long while
This novel has all the ingredients I have come to love in a Pendergast novel, plot twist after plot twist, interesting side characters, exotic places and lots of action.
The storyline just flows away changing between places and characters effortlessly, making a rather long novel fell like a short story.
There are 2 reasons for this not being a clear 5 star experience
1. As I stated in my review of “Crimson shore” , I don’t like the concept of bringing character back from the dead, it feels like a cheap soap opera gimmick.
2. Even though I’m used to Pendergast working on the edge of the law, I still expect him, as a law enforcer, to stick within the general principles. So even though I agree to (and even applaud) not outright killing Diogenes, I find it totally inexplicable just letting him go, (we are after all talking about a man who in this novel alone killed 2 persons in cold blood).
The morality of having one set of rules covering the Pendergast family and another covering ordinary criminals is a little thin.
This novel has all the ingredients I have come to love in a Pendergast novel, plot twist after plot twist, interesting side characters, exotic places and lots of action.
The storyline just flows away changing between places and characters effortlessly, making a rather long novel fell like a short story.
There are 2 reasons for this not being a clear 5 star experience
1. As I stated in my review of “Crimson shore” , I don’t like the concept of bringing character back from the dead, it feels like a cheap soap opera gimmick.
2. Even though I’m used to Pendergast working on the edge of the law, I still expect him, as a law enforcer, to stick within the general principles. So even though I agree to (and even applaud) not outright killing Diogenes, I find it totally inexplicable just letting him go, (we are after all talking about a man who in this novel alone killed 2 persons in cold blood).
The morality of having one set of rules covering the Pendergast family and another covering ordinary criminals is a little thin.
⭐️3.75
Poprzednia część przygód osobliwego agenta FBI Pendergasta zakończyła się cliffhangerem, mimo to “Obsydianowa komnata” musiała odczekać na regale parę dobrych miesięcy aż wreszcie zdecydowałam się po nią sięgnąć. W normalnej sytuacji kiedy tom serii kończy się zupełnym zaskoczeniem, niczym sezon brazylijskiej telenoweli - to od razu biorę się za kontynuację. Tak miało być i tym razem, nie wspominając już, że mowa tu o jednej z moich najukochańszych serii. “Karmazynowy brzeg” jednak gorzko mnie rozczarował, okazał się być jedną z najsłabszych odsłon perypetii Pendergasta i najprościej mówiąc ochłodził mój entuzjazm do natychmiastowego kontynuowania cyklu. “Komnata” cały czas jednak spoglądała na mnie z półki, niemalże wołając mnie i przyciągając do siebie. W końcu przełamałam się. Wóz albo przewóz - albo przeczytam teraz albo będzie się kurzyć na regale i obrastać pajęczynami w nieskończoność. I och - jaka to była doskonała decyzja! Wprawdzie “Obsydianowej komnaty” nie stawiałabym obok najlepszych odsłon serii - to jeszcze nie ten poziom, ale nieudany “Karmazynowy brzeg” bije na łeb na szyję. A pierwsze sto stron zapowiadało kolejny niewypał - bo to naprawdę nieciekawe kiedy cała akcja opiera się na przesiadkach z samochodu na statek i do coraz to kolejnych samolotów. Nawet poważnie zastanawiałam się nad porzuceniem lektury. Na szczęście zdecydowałam się przemęczyć te nietrafione zabawy Prestona i Childa w tworzenie literackiej wersji “Szybkich i wściekłych” i “Portów lotniczych” na poważnie i po kilkunastu rozdziałach doczekałam się takiego Pendergasta jakiego pokochałam w kilkunastu poprzednich książkach. Szalenie spodobało mi się, że znaczną cześć historii poświęcono Diogenesowi. Jakaż to jest fascynująca, niejednoznaczna postać! A i twist z nim związany jest jednym z najmocniejszych punktów powieści. Nadal nie jestem pewna czy to było na poważnie czy może mistrz kłamstw sprytny Diogenes znów wszystkich nie oszukał. Wprawdzie w fabule jest parę bzdurek, niektóre rozwiązania fabularne i postępowania postaci są niedorzeczne i nierealne, jednak wszystkie te słabości skutecznie przykrywa ogrom ładunku emocjonalnego, jaki niesie ta książka. Znów czytanie o Pendergaście, Constance i Diogenesie wyzwoliło u mnie cały wachlarz uczuć i emocji. Znów nie mogłam ukryć uśmiechu przy nawiązaniach do wcześniejszych części i romantycznych epizodach bohaterów. Znów miałam okazję dopingować moich ulubieńców i siedzieć jak na szpilkach i nerwowo obgryzać paznokcie w trakcie pełnych niebezpieczeństw i niepewności fragmentów. Czyli znów dostałam wszystko to czego w “Karmazynowym brzegu” zabrakło, a za co tak strasznie kocham tę serię. Gdyby jeszcze autorzy pokusili się o powrót do wplatania w fabułę elementów paranormalnych i większej dawki wiedzy z zakresu antropologii to byłabym w siódmym niebie. Ale i tak nie mam co narzekać, bo jest bardzo dobrze! Mam nadzieję, że poprzedni tom był jednorazowym obniżeniem poziomu, pojedynczym wypadkiem przy pracy i że “Obsydianowa komnata” to zapowiedź powrotu autorów do najwyższej pisarskiej formy.
blog | instagram | facebook
Poprzednia część przygód osobliwego agenta FBI Pendergasta zakończyła się cliffhangerem, mimo to “Obsydianowa komnata” musiała odczekać na regale parę dobrych miesięcy aż wreszcie zdecydowałam się po nią sięgnąć. W normalnej sytuacji kiedy tom serii kończy się zupełnym zaskoczeniem, niczym sezon brazylijskiej telenoweli - to od razu biorę się za kontynuację. Tak miało być i tym razem, nie wspominając już, że mowa tu o jednej z moich najukochańszych serii. “Karmazynowy brzeg” jednak gorzko mnie rozczarował, okazał się być jedną z najsłabszych odsłon perypetii Pendergasta i najprościej mówiąc ochłodził mój entuzjazm do natychmiastowego kontynuowania cyklu. “Komnata” cały czas jednak spoglądała na mnie z półki, niemalże wołając mnie i przyciągając do siebie. W końcu przełamałam się. Wóz albo przewóz - albo przeczytam teraz albo będzie się kurzyć na regale i obrastać pajęczynami w nieskończoność. I och - jaka to była doskonała decyzja! Wprawdzie “Obsydianowej komnaty” nie stawiałabym obok najlepszych odsłon serii - to jeszcze nie ten poziom, ale nieudany “Karmazynowy brzeg” bije na łeb na szyję. A pierwsze sto stron zapowiadało kolejny niewypał - bo to naprawdę nieciekawe kiedy cała akcja opiera się na przesiadkach z samochodu na statek i do coraz to kolejnych samolotów. Nawet poważnie zastanawiałam się nad porzuceniem lektury. Na szczęście zdecydowałam się przemęczyć te nietrafione zabawy Prestona i Childa w tworzenie literackiej wersji “Szybkich i wściekłych” i “Portów lotniczych” na poważnie i po kilkunastu rozdziałach doczekałam się takiego Pendergasta jakiego pokochałam w kilkunastu poprzednich książkach. Szalenie spodobało mi się, że znaczną cześć historii poświęcono Diogenesowi. Jakaż to jest fascynująca, niejednoznaczna postać! A i twist z nim związany jest jednym z najmocniejszych punktów powieści. Nadal nie jestem pewna czy to było na poważnie czy może mistrz kłamstw sprytny Diogenes znów wszystkich nie oszukał. Wprawdzie w fabule jest parę bzdurek, niektóre rozwiązania fabularne i postępowania postaci są niedorzeczne i nierealne, jednak wszystkie te słabości skutecznie przykrywa ogrom ładunku emocjonalnego, jaki niesie ta książka. Znów czytanie o Pendergaście, Constance i Diogenesie wyzwoliło u mnie cały wachlarz uczuć i emocji. Znów nie mogłam ukryć uśmiechu przy nawiązaniach do wcześniejszych części i romantycznych epizodach bohaterów. Znów miałam okazję dopingować moich ulubieńców i siedzieć jak na szpilkach i nerwowo obgryzać paznokcie w trakcie pełnych niebezpieczeństw i niepewności fragmentów. Czyli znów dostałam wszystko to czego w “Karmazynowym brzegu” zabrakło, a za co tak strasznie kocham tę serię. Gdyby jeszcze autorzy pokusili się o powrót do wplatania w fabułę elementów paranormalnych i większej dawki wiedzy z zakresu antropologii to byłabym w siódmym niebie. Ale i tak nie mam co narzekać, bo jest bardzo dobrze! Mam nadzieję, że poprzedni tom był jednorazowym obniżeniem poziomu, pojedynczym wypadkiem przy pracy i że “Obsydianowa komnata” to zapowiedź powrotu autorów do najwyższej pisarskiej formy.
blog | instagram | facebook
adventurous
dark
emotional
mysterious
tense
fast-paced
Plot or Character Driven:
A mix
Strong character development:
Yes
Loveable characters:
Yes
Diverse cast of characters:
Yes
Flaws of characters a main focus:
Yes
Graphic: Murder
Meh. First tie I had to force myself to finish reading a book in this series. Will I read the next one anyway? Of course.