informative medium-paced
challenging dark emotional hopeful informative reflective slow-paced

I listened to this and while it took a while it definitely helped to envision the concepts discussed in the book. Overall extremely informative and felt not just a biography of Cancer, but a biography of humanity in a new lens.
challenging emotional informative reflective sad slow-paced
informative medium-paced

An incredibly detailed, well-researched, and surprisingly very accessible deep dive into cancer. Literally answers everything you've ever wanted to know, didn't know you needed to know, or even didn't want to know about cancer.* I can understand why everyone is raving about this book.

Although, I think that Mukherjee's dedication to starting every chapter and section with a million and ten quotes was unnecessary and a really odd choice.

* Mostly because he commits the very unfortunate nonfiction sin of literally not leaving anything out at all. No detail was too small, apparently, regardless of overall relevance and effectiveness to the book.

Expand filter menu Content Warnings
informative medium-paced
medium-paced
challenging hopeful informative tense slow-paced

Another great physician/author. Lengthy and fascinating history of cancer as an illness and social phenomenon, Pulitzer prizewinner.
challenging dark hopeful informative sad slow-paced

To nie jest tak naprawdę biografia raka, to raczej historia naszego poznawania jego genezy, rozwoju, historia radzenia sobie z nim coraz nowocześniejszą farmakoterapią. Zachwyca mnie, jak przystępnie udało się Mukherjee opisać złożone mechanizmy biologiczne i skomplikowane terapie, wplatając w to wszystko ludzkie historie i osobiste wątki. Dobrze napisana książka, wciąga, intryguje.

Medycynie alternatywnej, mojemu konikowi, autor poświęca dwa zdania (dosłownie). I racja, na więcej nie zasługuje. Brnę przez opisy wieloletnich badań armii naukowców, poszukujących odpowiedzi w najróżniejszych dziedzinach biologii, genetyki i medycyny. Czytam o ogromnych nakładach pracy, pieniędzy i czasu poświęconych znalezieniu molekuły, która uruchamiałaby lub zatrzymywała procesy, których nazwy nic laikowi nie mówią (inhibitor hamujący procesy kinazy tyrozynowej, anyone?), a dzięki której przewlekła białaczka szpikowa z choroby krótkiej i śmiertelnej zmienia się w przewlekłą dolegliwość trzymaną w ryzach przez regularne łykanie pigułki (łyżka dziegciu to fakt, że “pigułka” kosztuje 92 000 dolarów rocznie i Novartis nie chce zejść z ceny, mimo protestów lekarzy i pacjentów). Czytam o tym, jak nowoczesny lek zmniejsza o 50% ryzyko nawrotu raka piersi - ale tylko u kobiet z konkretnym genem. To są wielkie osiągnięcia, ale walka ludzkości z rakiem to mozolna dłubanina, znajdowanie rozwiązań działających na jeden nowotwór u konkretnej grupy ludzi, w dodatku działających raz lepiej, raz gorzej. I myślę sobie w trakcie tej lektury, jak daleko trzeba mieć do głowy, żeby wierzyć, że ta ogromna armia naukowców przez te wszystkie lata przegapiła coś tak oczywistego jak uniwersalne panaceum na wszystkie raki świata polegające na piciu soczków owocowych i lewatywie z kawy, że o wcieraniu ciecierzycy w łydę nie wspomnę.