A review by notalek
Katedra Marii Panny w Paryżu by Hanna Szumańska-Gross, Victor Hugo

4.0

(...) a jeśli była to noc Bożego Narodzenia, podczas gdy wielki dzwon ochrypłym, rzężącym głosem wzywał wiernych na pasterkę, ciemna fasada przybierała taki wygląd, iż rzekłbyś, że wielki portal pożera tłum i że rozeta patrzy na ludzi wchodzących do kościoła. A działo się to wszystko za sprawą Quasimodo. Egipt uznałby go bogiem tej świątyni, średniowiecze uważałoby go za jej złego ducha; a był jej duszą.

Powiem wam, panowie, że mnie zmiotło z planszy. Wprawdzie niby kojarzyłem wcześniej tę historię, bo widziałem film Disneya (LMAO) i bardzo lubię słuchać musicalu teatralnego, ale ponieważ to Victor Hugo, książka musi być o wiele bardziej mroczna i wzbudzająca emocje niż można by pomyśleć przez disneyową adaptację. (Swoją drogą to niesamowite, że ktoś przeczytał tę książkę, uznał że banger pomysł na film dla dzieci i tak powybierał jej elementy, że faktycznie taki powstał XD). Pomimo tego jednak ta książka jest naprawdę zabawna, bo ten człowiek chyba by padł, gdyby nie wtrącił jakiegoś żartu do 90% dialogów. Jest więc pewien balans, to znaczy aż do momentu kiedy zaczyna się ciąg wydarzeń z „ostatecznego starcia”, bo wtedy balansu nie ma, jest tylko cierpienie. I to najgorszy jego rodzaj, bo z ciągłą nadzieją, że może jeszcze wszystko się uda i będzie szczęśliwie, jeśli tylko uda się wykorzystać tę jedną szansę, jeśli tylko ten jeden fortel zadziała. Coriolanus Snow byłby dumny.

Co do postaci:

– KLAUDIUSZ FROLLO jest taki okropny, dosłownie za każdym razem gdy się pojawiał chciałem w niego cisnąć jakąś cegłą, nawet jeśli akurat nie dawał sześciostronnych monologów o tym jaki jest horny. Zresztą prawie wszystko co mówił było o tym że jest horny przez 16-latkę i że jej za to nienawidzi, ale ją kocha (tłumaczenie: jest horny), ale woli ją zobaczyć „w ramionach kata” niż kogokolwiek innego niż on sam, bo gdy o niej myśli zaczyna dosłownie gryźć poduszki i nie może spać bo taki jest horny. Maybe AO3 would save him... Ale nie miał wtedy internetu więc musiał sobie radzić przez dręczenie wszystkich naokoło i bycie najabrdziej pathetic francuzem na świecie (not in a fun way).
– FEBUS też ciągle był horny i też był okropny, chociaż tyle że on szybko move'nął i nie dręczył Esmeraldy (tzn. nie dręczył jej później, bo w trakcie gdy z nią był ją mocno wykorzystał, bo był, uwaga, horny. Horny faceci to prawdziwi antagoniści w tej historii), ale z drugiej strony dosłownie miał narzeczoną, którą z tą Esmeraldą zdradzał i nie mógł nawet zapamiętać imienia dziewczyny z którą się właśnie całował, so maybe he was moving on a bit too fast... biedna Esmeralda cały czas o nim gadała i podczas czytania byłem ciągle jak girl get over him!!! Dalej mnie śmieszy jak w Disneyu zrobili z niego literalnego blond rycerza na białym koniu, który bierze później ślub z Esmeraldą i jest charyzmatycznym zabawnym facetem, mam wrażenie że książkowy Febus byłby tym faktem najbardziej zdziwony XD.
– GRINGOIRE to cholerny debil, ale za to był strasznie śmieszny, on jako chyba jedyny facet w tej książce w ogóle nie leciał na Esmeraldę TYLKO NA JEJ KOZĘ, dosłownie praktycznie wszystko co gadał było o tej kozie i jaka ona jest cudowna, myślałem że zdechnę przez niego.
– QUASIMODO wreszcie był jedynym porządnym mężczyzną w tej książce, wprawdzie miał wyprany przez Frolla (i przez to że wszyscy na świecie go nienawidzili) mózg, więc na początku też nie był miły dla Esmeraldy, ale potem był po prostu świetny i nareszcie kimś, kto myśląc o niej nie myślał tylko o sobie, a o tym, by przede wszystkim ona była szczęśliwa. Frollo would never. Swoją drogą: fakt że w Disneyu kompletnie zignorowali fakt że on przez pracę tak blisko dzwonów ma bardzo zniszczony słuch i gada z Frollem poprzez rodzaj języka migowego??? Tutaj punkty dla wersji teatralnej, która to wzięła pod uwagę, szczególnie dla wersji, w których Quasimoda faktycznie grał deaf aktor (np. The 5th Avenue Theatre).
– ESMERALDA z kolei... trzeba przyznać, że w książce ma ona mniej charakteru niż np. w disneyowej adaptacji (miała nieszczęście być napisana dawno temu przez faceta), ale nadal bardzo łatwo jest się do niej przywiązać i przejmować się jej losem, mam nadzieję że po wszystkim walnęła Frolla jakimś workiem cegieł. Świat gdyby olała Febusa i żyła gdzieś normalnym życiem...
– JAN FROLLO – co do niego nie mam wiele do powiedzenia, był szczerze dość irytujący, chociaż czasem nawet zabawny. Nie dziwię się, że w innych adaptacjach go często albo nie było, albo był od początku zabity XD. Ale trzeba przyznać, że potrafił być z niego cwaniak gdy akurat wyjątkowo zaczynał myśleć, pewnie odziedziczył po bracie.

Tyle mam w sumie do powiedzenia. Książka ta nie jest idealna, ale to jaką ilość emocji potrafiła u mnie wywołać było niesamowite. Hugo ty stary draniu you've done it again.

PS Oczywiście w tej książce jest też cały przewodnik po dawnym Paryżu z różnych perspektyw i w różnych jego zakamarkach, in a true Victor Hugo fashion, przyznam jednak że elementy te na ogół pomijałem, bo 30-stronny opis Paryża z lotu ptaka to jednak dla mnie trochę za dużo. Może kiedyś do nich powrócę, przy okazji zabierając się za te kilkudziesięciostronne opisy kanałów podparyskich w „Nędznikach”, ale na pewno nie będzie to w najbliższej przyszłości.