Scan barcode
A review by denyeverything
Battle Ground by Jim Butcher
3.0
“Guys!” I said. “The pizza—all the pizza—is in danger!”
That got their attention.
Toot-Toot whirled to face me in horror. “What?!”
Lacuna’s face suffused with joy. “What!?”
Tak, musiałam dodać ten cytat.
No cóż tu powiedzieć tak niespojlerowo. Bezpośrednio kontynuowana jest akcja tomu poprzedniego, więc wiemy, że Chicago czeka wielki rozpierdziel zgotowany przez Ethinu i jej armię.
W porównaniu do Peace Talks, dzieje się zdecydowanie więcej, tylko nie jestem pewna, czy takie więcej mi się podoba. Przez pierwszą połowę skaczemy głównie z jednej pomniejszej walki do drugiej w oczekiwaniu na starcie z głównym przeciwnikiem. Trochę mi się niestety ta część dłużyła. Nie mówię, że była zła, jednak można to było zrobić w trochę bardziej "zgrabny" sposób. Zdecydowanie bardziej podobała mi się druga część, gdzie tempo jest zdecydowanie lepsze no i sama akcja angażuje bardziej. Samo zakończenie, powiedzmy te dwa ostatnie rozdziały, trochu pośpieszone, jedna rzecz w moim odczuciu była zupełnie zbędna, ale o tym poniżej w spojlerowej części.
Ogólnie, gdyby przerobić ten tom i poprzedni, tak aby dało się go wydać jako jeden, jak to było domyślnie zaplanowane, historia wypadłaby dużo lepiej. W moim odczuciu można tu trochę rzeczy zmodyfikować, trochę poskracać, trochę powywalać i wciąż otrzymać epicką walkę o przetrwanie.
Rzecz niezwiązana zupełnie z treścią, o której muszę wspomnieć to lektor. Słuchałam audiobooka w wykonaniu Pana Jamesa Marstersa, który swoją robotę wykonał doskonale. Zdecydowanie polecam. Poza tym, językowo nie jest źle i wydaje mi się, że spokojnie można się odnaleźć w książce niebędąć jakoś super zaznajomionym z językiem angielskim.
Krótko spojlerowo, bo są dwa wątki, do których nie mogę się nie odnieść (i przeglądając inne recenzje, nie tylko mi się nie podobały):
Spoiler
Po pierwsze śmierć Murphy. Jak samo uśmiercenie tej postaci jakoś jescze jestem w stanie przeboleć, tak sposób w jaki to się stało jest dla mnie zupełnie niezrozumiały i "niepasujący" do tej postaci.Po drugie, okazuje się, że Marcone przyjął denara z duszą jednego z upadłych aniołów. Dla mnie, największą siłą tej postaci było to, że pomimo bycia śmiertelnikiem niemającym żadnego bezpośredniego magicznego "powinowactwa", zdołał osiągnąć tak wiele i stać się potężnym graczem. Denar to rujnuje, bo teraz wszelakie jego osiągnięcia nie trzeba będzie tłumaczyć cechami jego postaci a jedynie faktem duszy upadłego anioła.
Po trzecie, króciutki wątek z Nemezis, który najwidoczniej opętał Justine, był zbędny. Dzieje się to od tak, nie jest wystarczająco zbudowany, żeby się tym jakkolwiek przejąć i dodatkowo szybko się kończy. Wydaje mi się, że dużo lepiej byłoby ten wątek wsadzić przykładowo do następnego tomu i tam dać mu czas na rozwinięcie w celu wywarcia większego wrażenia na czytelniku i większego wpływu na fabułę.