Scan barcode
A review by romysvx
Nocne dreszcze by Dean Koontz
2.0
Sięgając po “Nocne Dreszcze” nastawiałam się na horror łączący w swojej fabule wątki tajemniczej epidemii, kontroli umysłu i szalonego eksperymentu naukowego. Dostałam za to chore fantazje i wyczyny opętanego żądzą gwałtu naukowca.
„Nocne Dreszcze” zaczęły się jak typowa powieść Koontza - a więc mamy i modelowe amerykańskie miasteczko i samotnego rodzica wychowującego nad wyraz inteligentne dziecko (w tym przypadku dwójkę) i jego nowo poznaną miłość. I jak to u Koontza - wszyscy oni nagle znajdują się w samym epicentrum zagadkowych i śmiercionośnych wydarzeń. Akcja “Dreszczy” toczy się na dwóch różnych płaszczyznach czasowych, z czego jedna - dziejąca się w przeszłości i opisująca przygotowania mistrzów zua do wdrożenia planu przejęcia kontroli nad światem poprzez kontrolę umysłów ludzkości dłużyła mi się niemiłosiernie. Pełno tu naukowego żargonu i rozwlekłych drobiazgowych opisów technik manipulacji. Nudy na pudy. Część teraźniejsza wypada zdecydowanie lepiej, ale tylko do pewnego momentu - dopóki na scenę nie wkracza psychopatyczny naukowiec, który posiadaną umiejętność hipnozy wykorzystuje do gwałcenia kobiet. Od tego momentu “Dreszcze” z horroru stają się pamiętniczkiem osiągnięć seksualnych - wspomnijmy, że opisanych z najmniejszymi szczegółami. A, że obleśny naukowiec napala się na widok każdej - dosłownie KAŻDEJ! - kobiety w opanowanym epidemią nocnych dreszczy miasteczku, to na brak “materiału” do pamiętnika nie może narzekać. Niesmaczne bardzo, niefajne bardzo.
Z książkami Koontza jest jak z pudełkiem czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Koontz to chyba jedyny pisarz, spod którego pióra potrafi potrafi wyjść zarówno znakomity autentycznie przerażający horror jak i grafomański idiotyczny paździerz, od którego lektury aż oczy krwawią. Niestety, “Nocne Dreszcze” pomimo paru momentów - przebłysków “dobrego”, sprawnego literacko Koontza, którego to właśnie uwielbiamy, należą do tej drugiej pażdzierzowej kategorii. Za mną, chwilami wymęczone, ⅔ ksiązki, do końca zostało mi jeszcze 100 stron, ale jest tyle innych ciekawszych i lepiej napisanych pozycji - zarówno Koontza jak i innych autorów, że bez większego żalu “Dreszcze” porzucam!
„Nocne Dreszcze” zaczęły się jak typowa powieść Koontza - a więc mamy i modelowe amerykańskie miasteczko i samotnego rodzica wychowującego nad wyraz inteligentne dziecko (w tym przypadku dwójkę) i jego nowo poznaną miłość. I jak to u Koontza - wszyscy oni nagle znajdują się w samym epicentrum zagadkowych i śmiercionośnych wydarzeń. Akcja “Dreszczy” toczy się na dwóch różnych płaszczyznach czasowych, z czego jedna - dziejąca się w przeszłości i opisująca przygotowania mistrzów zua do wdrożenia planu przejęcia kontroli nad światem poprzez kontrolę umysłów ludzkości dłużyła mi się niemiłosiernie. Pełno tu naukowego żargonu i rozwlekłych drobiazgowych opisów technik manipulacji. Nudy na pudy. Część teraźniejsza wypada zdecydowanie lepiej, ale tylko do pewnego momentu - dopóki na scenę nie wkracza psychopatyczny naukowiec, który posiadaną umiejętność hipnozy wykorzystuje do gwałcenia kobiet. Od tego momentu “Dreszcze” z horroru stają się pamiętniczkiem osiągnięć seksualnych - wspomnijmy, że opisanych z najmniejszymi szczegółami. A, że obleśny naukowiec napala się na widok każdej - dosłownie KAŻDEJ! - kobiety w opanowanym epidemią nocnych dreszczy miasteczku, to na brak “materiału” do pamiętnika nie może narzekać. Niesmaczne bardzo, niefajne bardzo.
Z książkami Koontza jest jak z pudełkiem czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Koontz to chyba jedyny pisarz, spod którego pióra potrafi potrafi wyjść zarówno znakomity autentycznie przerażający horror jak i grafomański idiotyczny paździerz, od którego lektury aż oczy krwawią. Niestety, “Nocne Dreszcze” pomimo paru momentów - przebłysków “dobrego”, sprawnego literacko Koontza, którego to właśnie uwielbiamy, należą do tej drugiej pażdzierzowej kategorii. Za mną, chwilami wymęczone, ⅔ ksiązki, do końca zostało mi jeszcze 100 stron, ale jest tyle innych ciekawszych i lepiej napisanych pozycji - zarówno Koontza jak i innych autorów, że bez większego żalu “Dreszcze” porzucam!