Take a photo of a barcode or cover
na_polce_renaty 's review for:
The Unmarked Witch
by Miranda Lyn
The Unmarked Witch – Miranda Lyn
„The Unmarked Witch” to moja pierwsza książka z Moonlight Book Box. Poza atrakcyjną okładką wołały do mnie wyklejki. Dawno też już nie czytałem nic z czarownicami w roli głównej, więc wydawała się świetnym wyborem.
Nawet nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że mnie porwie od pierwszej strony i pochłonę ją niemal ekspresowo. Tyle, że na początku jakoś nie zaiskrzyło. Historia zaczęła mnie interesować dopiero od momentu pojawienia się Mrocznego Króla (Dark King). Wcześniej tak naprawdę było tylko wprowadzenie i to dość schematyczne.
Mamy tutaj coś w rodzaju turnieju – próby mające wyłonić nowego leadera czarwonic, ale pozostawiają wiele do życzenia. Zamiast wymagających testów dostajemy np. wybranie karty tarota, no litości… Oczywiście były też takie interesujące i pełne akcji, ale ta dysproporcja nie pomagała się wciągnąć w historię. Jednocześnie były w fabule elementy, które mi się podobały, ale nie mogę ich zdradzić, bo byłyby spoilerami. Zostawię tylko informację, że pewne twisty mnie zaskoczyły. No i zakończenie. Cliffhanger to to nie jest, bo bardzo łatwo się domyślić, że skoro są kolejne tomy, co tak naprawdę się stało. Ciekawi jednak to „jak”, a nie „czy”. Przyznaję, że jeśli pojawi się taka opcja to dokupię pozostałe tomy do kolekcji i je przeczytam, nawet jeśli określenie, które chodzi mi po głowie do pierwszego tomu to „bez szału”. A z oceną mam dylemat. Dałabym jej 6, bo były tu elementy, które mi się spodobały i mnie zaskoczyły, a jednocześnie pierwsze pół było dość toporne – więc może jednak 5
„The Unmarked Witch” to moja pierwsza książka z Moonlight Book Box. Poza atrakcyjną okładką wołały do mnie wyklejki. Dawno też już nie czytałem nic z czarownicami w roli głównej, więc wydawała się świetnym wyborem.
Nawet nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że mnie porwie od pierwszej strony i pochłonę ją niemal ekspresowo. Tyle, że na początku jakoś nie zaiskrzyło. Historia zaczęła mnie interesować dopiero od momentu pojawienia się Mrocznego Króla (Dark King). Wcześniej tak naprawdę było tylko wprowadzenie i to dość schematyczne.
Mamy tutaj coś w rodzaju turnieju – próby mające wyłonić nowego leadera czarwonic, ale pozostawiają wiele do życzenia. Zamiast wymagających testów dostajemy np. wybranie karty tarota, no litości… Oczywiście były też takie interesujące i pełne akcji, ale ta dysproporcja nie pomagała się wciągnąć w historię. Jednocześnie były w fabule elementy, które mi się podobały, ale nie mogę ich zdradzić, bo byłyby spoilerami. Zostawię tylko informację, że pewne twisty mnie zaskoczyły. No i zakończenie. Cliffhanger to to nie jest, bo bardzo łatwo się domyślić, że skoro są kolejne tomy, co tak naprawdę się stało. Ciekawi jednak to „jak”, a nie „czy”. Przyznaję, że jeśli pojawi się taka opcja to dokupię pozostałe tomy do kolekcji i je przeczytam, nawet jeśli określenie, które chodzi mi po głowie do pierwszego tomu to „bez szału”. A z oceną mam dylemat. Dałabym jej 6, bo były tu elementy, które mi się spodobały i mnie zaskoczyły, a jednocześnie pierwsze pół było dość toporne – więc może jednak 5