A review by blok_sera_szwajcarskiego
I, Lucifer by Glen Duncan

2.0

Jeżeli prawdziwy diabeł miałby być taki, jaki w tej książce, to mnie pierwszą zobaczycie u bram nieba.

Czasami bierze się rekomendacje dziwnych, niszowych booktooberów, i potem nie wie się, co zrobić. I, Lucifer to ten przypadek. Jak zachowa się Lucyfer, gdy dostanie informację, że ma miesiąc czasu na odkupienie – miesiąc ludzkiego czasu, w ludzkim ciele, a potem jego życie zostanie ostatecznie przesądzone? Co zrobi Pan Piekieł, gdy Bóg po raz ostatni się nad nim zlituje?

Trzeba zaznaczyć, że trigger warning tu jest chyba na wszystko. Pedofilia, narkotyki, samobójstwo to tylko jedne z licznego kwiecia. Trochę na to przymykam oko, bo jednak autor pisze o złu w czystej postaci, więc spodziewać by się zła można. Sama historia jest rozbita na dwa – to, co teraz, i wspominki. To snucie przeszłości zajmuje kupe czasu, Duncan w swej narracji przepisuje nam wszystkie biblijne fakty na modłę wykreowanego przez siebie bohatera, jednak nigdy nie przekracza granicy wejścia w te wydarzenia. To dalej są wspominki, opowieści, nie akcja przed naszymi oczami, przez co momentami gubiłam się w tej fabule.

Jeżeli chodzi o ten "ludzki miesiąc", który otrzymuje Lucyfer – tu sprawa się komplikuje. Nie wiem, na ile ta książka jest metaksiążką, pastiszem rzeczywistości i metaforą tego, co autor sam przeżył (zwróćmy uwage nie tylko na to, że ciało, które Lucyfer przejmuje w chwili próby samobójczej należy do zmagającego się z niefortuną autora, ale i zbieżność imion: Glen Duncan – Declan Gunn podajże). Bo trochę tym trąci. Idea jest silna, wykonanie całkiem całkiem całkiem, chociaż czegoś tam zabrakło. Cholernie podoba mi się fakt, że Lucyfer nie jest narratirem, któremu w pełni możemy zaufać, i który nie postrzega świata w binarnym podziale dobro-zło l. Jest tam zabawa konwencją, próba pokazania grzechu od innej strony, i to na plus.

Na minus to to, jak horny jest ta książka. Słodki Boże, nie róbcie tu bigdy drinking game za każdym razem, gdy jest tu wspomniany seks, bo Wam wątroba ucieknie. Nie traktuje tego jako stricte wady, ale myślę, że można było inaczej to ograć.

Zakończenie za to mnie dobiło, ale w taki pozytywny sposób. Z przytupem, ale na pierwszy rzut oka niewidocznym, zdecydowanie opłaciło całą lekturę. Good food

Czemu więc wystawiam tylko dwie gwiazdki? Chyba trochę z przekory. Bo mogę. Bo chcę pobawić się z Duncanem, jak Lucyfer bawił się z osobą czytającą – jakby tę historię odwiedzić po 20 latach i ją nieco przepisać to myślę, że byłby hit miesiąca. Pewnie do niej będę wracać myślami, bo jest coś dziwnie hipnotyzującego w tym zadufanym w sobie, ale nie do przesady diable i świecie, który kocha, ale regularnie doprowadza do desfrukcji.