A review by romysvx
Snow by Ronald Malfi

3.0

Fabuła “Snow” Malfiego to z pozoru historia dobrze znana - mamy bowiem małe wyludnione miasteczko i grupkę osób, która w czasie śnieżycy stulecia szuka w nim schronienia. Oczywiście, jak pewnie już się domyśliliście - miasteczko okazuje się być nie do końca martwe i opuszczone, a bohaterów zamiast odpoczynku przy ciepłym kubku kawy w przytulnym hoteliku czekać będzie zaciekła walka o życie. I mógłby to być kolejny schematyczny zimowy survival horror, których na Amazonie jest na pęczki, gdyby nie parę oryginalnych elementów, którymi raczy czytelnika Malfi. Bo czy zetknęliście się kiedykolwiek z książką, w której mordercą jest śnieg? Biały puch, który w ułamku sekundy otula, wnika i opanowuje niewinne ofiary, znacząc je przy okazji piętnem w kształcie szram na plecach i wyposażając w zabójcze kosy w miejsce dłoni. Zaiście pomysłowe i niesztampowe, czyż nie? Dodajmy do tego jeszcze doskonałą wręcz umiejętność autora do wykreowania wyjątkowo niepokojącej, klaustrofobicznej atmosfery i przyprawiających o autentyczne dreszcze opisów upiornych dzieci bez twarzy.

Ronald Malfi to moim zdaniem najlepszy pisarz grozy młodego pokolenia. Gdybym miałabym wskazać autora, która w przyszłości zajmie miejsce Kinga / Strauba / McCammona to bez chwili wahania wskazałabym - Malfi! I wprawdzie “Snow” nie jest powieścią na miarę “Bone White” i “December Boys” - czyli najlepszych dokonań autora - to jednak pomimo, że historia dobrze znana i zarówno cały jej bieg jak i samo zakończenie z góry można w mniejszym bądź większym stopniu przewidzieć - to dzięki niebanalnym rozwiązaniom książka ta wnosi powiew świeżości do gatunku mocno już wyeksploatowanego survival horroru. „Snow” zdecydowanie mogę nazwać książka udaną, dobrą - jednak wątpię, żeby na dłużej zapisała mi się w pamięci. Ale jako wciągająca i interesującą rozrywka na (bezśnieżne) zimowe wieczory - jak znalazł.

blog | instagram | facebook