A review by sevve
The Bonehunters by Steven Erikson

5.0

Ah... Malazańska. To seria do której powracam po 8 latach. Można powiedzieć, że powracam do czytania w ogóle. 8 lat temu wypaliłem się materiałem fantasy czytając Malazańską Księgę Poległych. Próbowałem się trochę odciąć i spróbować czegoś innego, ale wszystko blakło w porównaniu. Przez cały ten czas wiedziałem jednak, że będę musiał do tej serii powrócić, a Łowcy Kości rzucali z półki bardzo duży cień. No więc powrót czas zacząć. A powrót ten jest zacny.

Dla tych, co jeszcze nie wiedzą czym jest Malazańska Księga Poległych (chociaż zakładam, że takie osoby nie będą czytały recenzji 6 tomu) - bardzo ciężko jest to opisać, ale i tak spróbuję. To monumentalna opowieść o budowie i upadku cywilizacji w świecie gdzie bogowie toczą wojny i gry, a śmiertelnicy to bezsilne pionki i mrówki, które można bezkarnie zgniatać. Śledzimy historię z perspektywy masy takich mrówek. I jesteśmy świadkami niewyobrażalnie epickich wydarzeń, które mają ukształtować nowy obraz świata. I o to tak na prawdę chodzi w Malazańskiej - żeby być świadkiem. Często rzuca się "epickością" w przypadku literatury fantasy, więc moje gadanie może nie robić wielkiego wrażenia, ale to co się w tej serii dzieje... regularnie przekracza wszelkie wyobrażenia.

Co do tej konkretnej książki... nie będę ukrywał, po takiej przerwie spędziłem na wiki tyle samo czasu co na czytaniu, więc nie jestem w stanie bezpośrednio skontrastować jej z poprzednimi odsłonami. Wiem tylko tyle, że ma momenty wybitne i powodujące opad szczęki. Ale jest też kilka nieciekawych momentów, a zakończenie jest trochę frustrujące - wydaje się, że zbyt wiele wątków nigdzie się nie ruszyło. Dlatego nie ma dziesiątki.

Był taki moment, pod koniec, że wróciła masa wspomnień z poprzednich tomów, mimo takiego czasu. Zakręciła się w oku łezka. Albo kilka. I dla takich momentów czyta się takie potwory. Było warto.