You need to sign in or sign up before continuing.
Take a photo of a barcode or cover
A review by darkstar_pl
Gdy poluje lew by Wilbur Smith, Wilbur Smith
5.0
Nie wszystkim książkom udaje się ta sztuka, ale ta wywołała u mnie różne emocje - od radości, poprzez obawę do ogromnego smutku (aż w końcu uroniłem łzę). Zależało mi na bohaterach, ta sama postać potrafiła mnie na pewnym etapie życia irytować, bym później mógł zaobserwować jej przemianę i zacząć jej kibicować. Książka jest dość obszerna, a i tak pozostało masę wątków, które zostały tylko napoczęte - mam nadzieję, że gdzieś są kontynuowane, ponieważ czuję ogromny niedosyt!
Podobał mi się klimat Afryki dziewiętnastego wieku. Szczerze mówiąc, nic praktycznie nie wiem na ten temat, więc zacząłem poszerzać swoją wiedzę szukając informacji związanych z przedstawionymi wydarzeniami, miejscami czy postaciami. Zadziwiające jest jak bardzo świat przedstawiony przypomina... Dziki Zachód - podejrzewam, że po prostu historia kolonizacji nowych lądów przez białego człowieka cechuje się pewnymi podobieństwami, niezależnie od tego który kontynent weźmiemy na tapetę. Zawsze sprowadza się to do zagarniania ziemi, podporządkowania sobie lokalnej ludności i eksploatowania złóż naturalnych, a afrykańskie farmy i miasteczka są podobne do tych założonych przez amerykańskich kolonistów.
Językowo jest bardzo dobrze, czytanie takiego tekstu sprawia przyjemność samo w sobie - mam wrażenie, że Wilbur Smith to jeden z tych pisarzy, którzy mogliby pisać o lepieniu garnków z gliny przez kilka stron, a ja i tak byłbym zachwycony konstrukcją zdań i mistrzostwem w operowaniu piórem.
Podobał mi się klimat Afryki dziewiętnastego wieku. Szczerze mówiąc, nic praktycznie nie wiem na ten temat, więc zacząłem poszerzać swoją wiedzę szukając informacji związanych z przedstawionymi wydarzeniami, miejscami czy postaciami. Zadziwiające jest jak bardzo świat przedstawiony przypomina... Dziki Zachód - podejrzewam, że po prostu historia kolonizacji nowych lądów przez białego człowieka cechuje się pewnymi podobieństwami, niezależnie od tego który kontynent weźmiemy na tapetę. Zawsze sprowadza się to do zagarniania ziemi, podporządkowania sobie lokalnej ludności i eksploatowania złóż naturalnych, a afrykańskie farmy i miasteczka są podobne do tych założonych przez amerykańskich kolonistów.
Językowo jest bardzo dobrze, czytanie takiego tekstu sprawia przyjemność samo w sobie - mam wrażenie, że Wilbur Smith to jeden z tych pisarzy, którzy mogliby pisać o lepieniu garnków z gliny przez kilka stron, a ja i tak byłbym zachwycony konstrukcją zdań i mistrzostwem w operowaniu piórem.